Recenzja filmu

Kill Bill 2 (2004)
Quentin Tarantino
Uma Thurman
Michael Madsen

Arcydzieło (nie)złego smaku

Czy kicz może być sztuką? To pytanie dręczy zapewne wielu z nas od bardzo dawna. Dosyć duża jest liczba reżyserów, którzy w swoich obrazach przejawiają skłonności do celowego przebarwiania i
Czy kicz może być sztuką? To pytanie dręczy zapewne wielu z nas od bardzo dawna. Dosyć duża jest liczba reżyserów, którzy w swoich obrazach przejawiają skłonności do celowego przebarwiania i zbędnego epatowania lichymi rozwiązaniami. Takie coś nazywamy campem, czyli świadomym kiczem. Od razu na myśl przychodzi kultowy już musical "Rocky Horror Picture Show" oraz dreszczowce De Palmy, które w głównej mierze są wyrazem hołdu dla twórczości Alfreda Hitchcocka, ale jednocześnie zrobione są z przymrużeniem oka, pół żartem, pół serio. Jest jeszcze jedna opcja kiczu, czyli kicz dosłowny - dzieło złego smaku, które nie zmusza na przykład do refleksji, a wręcz śmieszy. Dzisiaj kiczem możemy nazwać właściwie wszystko, bo zatarła się w dużej mierze granica między prawdziwą sztuką a czymś słabym. Możemy nazwać filmy starego Hollywoodu kiczowatymi ze względu na pretensjonalny, patetyczny charakter lub też możemy tak samo ubliżyć nowoczesnym produkcjom, które mogą sprawiać wrażenie enigmatycznych jak chociażby "Mulholland Drive" czy też  słynny debiut Aronofskiego - "Pi". Jedyne pytanie jakie się nasuwa w kontekście kiczu to to, czy można go wnieść na wyżyny sztuki? Otóż Quentin Tarantino udowodnił, że tak.



"Kill Bill", pierwsza i druga część, to w zasadzie jeden film podzielony na pół z pragmatycznych względów (czas trwania). Historia, jaką twórca "Pulp Fiction" snuje tym razem, jest dosyć prosta i właściwie niewymagająca. Panna Młoda (Uma Thurman) próbuje się zemścić na członkach swojego byłego gangu, którzy zdewastowali jej wesele, zabijając wszystkich obecnych. Ona cudem przeżyła, a gdy dochodzi już do siebie, zaczyna zmierzać powoli do wyegzekwowania sprawiedliwości, czyli zabicia tytułowego Billa, który stał za tym wszystkim.

Tarantino w swoim kultowym filmie miesza różne gatunki filmowe i lutuje je w jedną spójną całość, sprawiając, że "Kill Bill" to w zasadzie filmowy miszmasz. Znajdziemy tutaj różne punkty odniesienia, od anime przez styl klasy B jak i widowiskowe kino akcji kung-fu. W "Kill Billu" praktycznie niejednoznaczność formy oraz puszczanie oczka do widza jest na porządku dziennym. To największa moc tej wspaniałej filmowej dylogii jak i znak rozpoznawczy całej twórczości Tarantino, chociaż ostatnimi czasy zaczyna również i on błądzić dostosowując się coraz bardziej pod masowe, niewymagające gusta. "Kill Bill" w tym kontekście jest ostatnim wybitnym jego filmem, po którym zaczęła się równia pochyła.



Tak więc czy "Kill Billa", pomimo pewnego rodzaju przeładowania formą, można nazwać prawdziwym dziełem sztuki? Oczywiście, że tak. Co więcej - jest to bez wątpienia jeden z najlepszych filmów w historii X muzy. Quentin Tarantino, kręcąc swoją dylogię, poszedł o krok dalej aniżeli w kultowym "Pulp Fiction". Kiedyś uważano, że to właśnie arcydzieło z 1994 roku jest apogeum filmowych doznań pod względem czysto realizatorskim, ale już dekadę później Tarantino bawi się różnymi konwencjami filmowymi jeszcze bardziej. "Kill Bill" to wysublimowane i technicznie perfekcyjne arcydzieło sztuki filmowej. Dzieło skończone i niedoścignione w swojej kategorii, przemyślane pod każdym, nawet najmniejszym względem. Prosta opowieść o zemście w iście nowatorskim i zapadającym w pamięć wydaniu. A jak to bywa zazwyczaj u Tarantino, genialną całość dopełnia kapitalnie dobrany soundtrack oraz śmietanka hollywoodzkich gwiazd.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dopełniła się wreszcie zemsta Panny Młodej, będąca punktem kulminacyjnym rozpoczętego przez nią w części... czytaj więcej
Zemsta dopełnia się. Czarna Mamba czekała wystarczająco długo na chwilę, w której wyeliminuje wszystkich... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones