ogóle to się zgadzam, ale były momenty gdzie muzyka była źle dopasowana ;)
Beznadziejna była jak w Vol 1 Uma walczyła z Lucy, tam była masakra
Kompletnie nie rozumiem. Przepiękna L'arena była wręcz wisienką na torcie wspaniałej muzyki obu części - ukłonem zarówno w stronę Enio Morricone jak i westernów lat 60. Pozostałe kawałki też zostały zgrabnie dopasowane. To właśnie muzyka tworzy niesamowity magiczny, patetyczny klimat Kill Billa, dzięki czemu film przekracza granice kiczu i staje się dziełem.
a kb1 miał być kiczem.
Zmiana klimatu mi nie odpowiada.
Tarantino miał zawsze lepszą, mniej filmową muzykę
Shit happens. Fakt faktem druga część odbiega zasadniczo klimatycznie od pierwszej, choć i tak uważam że właśnie od strony muzyki obie części najmniej się różnią. Mi za to strasznie nie przypadła do gustu muzyka z Bękartów wojny. Przy scenie w lesie gdy jeden z bękartów wychodził z jaskini poleciała jakby kompilacja kilku utworów Morricone i całościowo prezentowało się jak kiepska przeróbka. No ale wszystkich się nie zadowoli:)
Pozdrawiam.