Tarantino to pi****lony mistrz! MImo,ze czerpie z innych dzieł,to i tak jest do bólu oryginalny,niepowtarzalny i z charyzmą,ktorą mógłby obdzielic 3/4 calego hollywood.
"Kill Billa vol2" traktuje bardziej jako dopelnienie dzieła niz odzielny film,dlatego dalem takie same oceny 1 i 2 mimo,ze uwazam '2' za lepszą czesc od - i tak fenomenalnej - '1'..
Czym sie różnią? Przede wszystkim,w '2' wyszalaly od jatki i krwi Quentin,ktory pierwszą czescią dal sobie wielki upust, uspokaja sie i wchodzi juz w swoje znaki rozpoznawcze,tzn. dialogi..Film ma mnostwo scen gdzie toczą sie rozmowy i w kazdym innym filmie widz odczulby zmeczenie i znużenie..Nie u QT ;) Oczywiscie akcja tez jest,ale tu juz bardziej czuć zapach Quentina :) Soundtrack w obu czesciach GENIALNY! Dalej,aktorstwo,to to jest po prostu miazga! Carradine perfekcyjny,w ogole jego aktorstwo mnie rzucilo na deski w tym filmie. Mistrzowskie kreacje również Deryl i Madsena.. Ale..Ale to co robi kilkuminutowym epizodem Michael Parks w roli Estebana,to przeszlo wszelkie granice..Jesli Carradine mnie rzucil na deski to Parks mnie ciezko znokautowal. Najlepszy epizod jaki widzialem w życiu,obok kreacji Billa Bolendera ze "Skazanych na Shawshank"..
NIe ma co wiecej pisac..Dla mnie to małe "Arcydzielo",REWELACJA w czystej postaci.. Tak mi zlecial czas na obu czesciach,ze QT mogł smialo ładowac to 'na jednej taśmie'..W obu przypadkach,po npisach koncowych, czulem sie dalej głodny :)