Cholernie mnie drażni, gdy amerykanie tworzą filmy nawiązujące do Azji/Kina azjatyckiego (tym bardziej Tarantino), bo w większości przypadków wychodzi z tego śmieszny twór. :/
Co mnie najbardziej rozbawiło, to uczennica chińskiego mistrza walcząca kataną, którą jej zrobił japoński twórca. o_O
Rozumiem, że katana to najbardziej rozpoznawalna broń biała z Azji i dla amerykanów wygląda "fajnie", ale Tarantino mógł sobie darować robienie chińsko-japońskiego miszmaszu jak w jakiejś parodii. Chociaż, gdy tak sobie teraz myślę, to gdy oglądałem "Kill Bill" 1 i 2 czułem się trochę jakbym oglądał jakąś parodię filmów o sztukach walki z Azji z domieszką standardowego stylu Tarantino.
I proszę bez tekstów typu "nie zrozumiałeś", bo ja mogę się przyczepić tego, że Tarantino wątpliwie rozumiał kultury, do których nawiązywał w filmie.
Ja miałem dokładnie takie same odczucia odnośnie nawiązań do kina azjatyckiego w Kill Billu, tyle że wydaje mi się, iż ten karykaturalny efekt nie był dziełem przypadku, lecz jednym z celów ;) Nawet efekty typu tryskająca krew, odrąbywane kończyny i głowy, mają taki specyficzny azjatycki charakter i podobną jakość ;) Myślę, że Tarantino absolutnie nie miał zamiaru wgłębiać się w subtelne szczegóły kultur zarówno chińskiej, jak i japońskiej, i tak jak przeciętny Amerykanin, wrzucił je do jednego worka - to było i miało być tylko luźne, swobodne, lekkie nawiązanie do azjatyckich filmów, z wielkim przymrużeniem oka :)