Segment w Wiedniu, gdzie mały Indy się zakochuje był fajny (9/10), ale ten w Florencji i matką
Jonesa którą podrywa Włoch taki sobie (2/10)
Po pierwsze, to nie jest jakiś tam Włoch, tylko wielki kompozytor ;)
Po drugie, część dziejąca się we Florencji jest głębsza, niż się może wydawać. Nie bez powodu wepchnięto w ten odcinek urywki z nauką fizyki młodego Indiany. Jest to swoista konfrontacja nauki i uczuć. Pełno tam różnych smaczków, np. tuż przed wyjazdem ojca Henry uczy się o przyciąganiu i padają takie znamienite słowa pani Seymour o tym, że im dalej przedmioty są od siebie, tym przyciąganie jest mniejsze - wg mnie jest to silna aluzja do rozłąki pomiędzy państwem Jones i osłabienia ich uczucia co daje miejsce zadziałania innej sile (zaloty Pucciniego). A takich smaczków jest więcej, jak np. o tarciu które wytwarza ciepło itd. Cała ta historia jest świetną kontynuacją tego, co mały Indy przeżył przy spotkaniu z księżniczką Sophie.
Ta część może się wydawać nadęta i trochę komicznie romantyczna, ale myślę, że jest w niej coś więcej, niż tylko to, co na pozór się wydaje. No i ta historia mogła mieć znaczący wpływ na kształtowanie przyszłego charakteru Indiany. Nie są żadną tajemnicą jego miłostki i porzucanie kobiet jak tylko znalazł się trochę dalej od nich ;)