Rzeczywiście wspaniałe walki. Donnie Yen, John Salvitti i Michael Woods IV wspólnie dali już popis w Na pierwszej linii 4, ale tu chyba wypadli jeszcze lepiej.

Super, dwójka wcale nie gorsza od jedynki, a pod pewnymi względami nawet lepsza. Było więcej komedii (sytuacje z Alanem i Mary, albo rywalizacja Alana z Davidem o Mary były dobre). Walki cudo, wszyscy świetnie wypadli. Dodatkowym plusem było pojawienie się Cynthii Khan. Pojawieniem się to dobre określenie, bo jednak było jej bardzo mało, dlatego też musiałem zobaczyć alternatywne zakończenie, w którym brała udział. Jeden z lepszych filmów w swoim gatunku, świetna seria, polecam.

A jeszcze zapomniałem dodać, że nawet muzyka mi podeszła. Nie ta w momentach groźnych, poważnych, ale ta podczas akcji czy zabawnych scen. Czy nawet ten motyw przewodni z początku filmu.

Aha, no i oczywiście jakże się potem ździwiłem gdy ten zły, wredny, niedobry Wilson (Robin Shou) kilka lat później zagrał uduchowionego i milusiego Liu Kanga w Mortal Kombat :)