...kto czytał, ten musi stwierdzić to samo.
Książka to petarda, fantastyczny klimat noir wylewa się z każdej strony. Bohaterowie z krwi i kości, skomplikowana sprawa kryminalna, tkwiące pomiędzy wierszami niuanse i drobne wskazówki. Kiedy pierwszy raz - niedawno - zetknąłem się z "Głębokim snem" od razu przeczytałem trzykrotnie. W dwóch przekładach. Książka zrobiła na mnie duże wrażenie i zakochałem się w czarnym kryminale.
W filmie niektóre postacie dostały mocno przykrojone role, niektóre całkowicie zmieniły swój charakter, co gorsza zmieniono intrygę na, w mojej opinii, prostszą, gorszą. Pewnie, żeby wcisnąć te idiotyzmy z zakochiwaniem się i wcisnąć nieco romansidła, zupełnie zbędnego zresztą. Intryga jest na tyle zmieniona, że tytuł "Głęboki sen" (jak powinno być, a nie "Wielki sen" - jak jest, może to wina tłumacza, to nie jest to samo) przestaje mieć sens, ewentualnie sens staje się mało jasny. Gdybym nie czytał książki, to miałbym problem ze zrozumieniem, dlaczego "Głęboki sen".
To nie jest taki czarny kryminał jak książkowy oryginał. Raymond Chandler zrobił super robotę. Książka ma kły i pazury, a w filmie są miejscami takie dyrdymały dla ubogich. Nie ma napięcia. Aktorstwo nie ratuje tej produkcji. Jest zaledwie poprawne, nie urywa tyłka. Inaczej wyobrażam sobie Marlowa, Bogart nie oddał tej postaci w 100% dobrze. Jest ok, ale to nie to. Za mało charakteru. Poza tym zrobiono tu z Marlowa jakiegoś bawidamka od siedmiu boleści, co laska to miękną jej kolana. I znów, polecam tu książkę. Również Bacall grająca Vivian Sternwood wypada blado. Vivian to nie jest grzeczna dziewczynka marząca o rycerzu na białym koniu. Nie czuć tej rzekomej chemii pomiędzy Vivian i Philipem, a w książce ta chemia ma inny charakter i nie ma nic wspólnego z rodzącą się miłością (co za bzdurny pomysł, zresztą). Carmen Sternwood niemal wycięto, a ta to dopiero ma fajne wejścia w książce. Niezły odpał.
Ogólnie scenariusz się klei, ale jest płytki.
Zawiodłem się na tym filmie. Może w 1946 roku oglądało się to inaczej, ale nie wiem, czy rok powstania ma tu znaczenie. Zepsuto w pewnym stopniu intrygę z książki, wycięto pewne fragmenty, inne wstawiono, to i owo zmieniono, siadła atmosfera i w zasadzie nic tej ekranizacji nie ratuje w szczególny sposób. 4/10 za całokształt to jest maks. Oglądałem film na trzy raty, bo pewne zmiany mocno mnie zniesmaczyły, zaskakując na minus. Musiałem odpoczywać. Wszystko tu jest niedoprawione. Za mało smaku.
Jak patrzę na średnią ocen tutejszych recenzentów sięgającą 8,5/10 to pytam, za co ta nota? A oceny nawet 10/10? Nie wiem. Chyba "bo wypada".
Książkę gorąco polecam wielbicielom noir, trzeba przeczytać. Film natomiast można obejrzeć, jak już ktoś ma nieprzepartą chęć, jaką ja miałem. Ale jak się nie obejrzy, to wielkiej straty nie będzie.
Przyznam, nie czytałem książki, lecz aktorstwo Bogart i Lauren Bacall dzięki dialogom nabiera barw, również co do klimatu mam również inne zdanie zdjęcia autorstwa Sidney Hickox sprawiają, że nie jestem w stanie ocenić nisko filmu.
Wokół książki narosło sporo mitów, a trzeba przyznać, że nie jest perfekcyjnie skonstruowana, co przyznał chyba nawet sam Chandler. Nie pamiętam już wszystkiego, ale zgodzę się, że w filmie trochę przekombinowali i lepsza jest powieść. Dla mnie na Marlowe'a bez wątpienia tylko i wyłącznie (wciąż jest to możliwe) Josh Hartnett, nie tylko dlatego, że jest wysoki i nie trzeba byłoby zmieniać teksów jak w przypadku Bogarta...
Da się kochać i film i książkę, prawdziwy Marlowe by dał radę. Pomimo tak odbiegającej fabuły od pierwowzoru film wciąż jest czołówką i budowniczym obrazów noir w kinie. Usprawiedliwia też twórców fakt, że w roku 1946 cenzura nie puszczała wielu rzeczy na ekranie, które w książce mogły sobie spokojnie funkcjonować.
Wszystko rozumiem, ale film mnie zawiódł.
Jestem już kilka książek Chandlera dalej niż "Głęboki sen" i chętnie zobaczyłbym je na ekranie.
Ale czy ta atmosfera da się dobrze oddać w filmie - tego nie wiem. Książki są świetne.
Można przynajmniej docenić twarze aktorów obsadzonych, bo na pewno przewyższają naszą wyobraźnie - kobiety są piękne i niebezpieczne a mężczyźni charakterni.
Ekranizacja "Wysokiego okna" jest zupełnie beznadziejna - Marlowe jest tam tanim bawidamkiem z rzadkim wąsem. Można po tym docenić bardziej "Głęboki sen".
Ale już "Żegnaj laleczko" wypada całkiem - Marlowe'a gra tam aktor z musicalu, ale jest słusznej postury szpiclem i cierpkim romantykiem ex-gliną. Tylko znowu się trzeba przygotować na zmiany.
A zapodasz linki do tych filmów, które masz na myśli? Te filmwebowe. Wyszukam sobie gdzieś do obejrzenia. "Żegnaj laleczko" - książkowo dobra rzecz. Właśnie ją miałem na myśli, mając wątpliwości czy się da ładnie zekranizować.
Ok. Wszystkie te tytuły to filmy z epoki, w której wychodziły książki.
Wysokie okno
https://www.filmweb.pl/film/The+Brasher+Doubloon-1947-158086
Żegnaj laleczko
https://www.filmweb.pl/film/%C5%BBegnaj+laleczko-1944-111245
No i jest jeszcze "Kobieta w jeziorze", której nie widziałem, ale podobno jest tam perspektywa pierwszoosobowa Marlowe'a.
https://www.filmweb.pl/film/Lady+in+the+Lake-1947-113232