Jeszcze do niedawna omijałam polskie filmy i seriale szerokim łukiem. Albo królował w nich banał albo przesadny pesymizm nie dający nadziei na nic. Od jakiegoś czasu coś się ruszyło, pojawiła się jakaś alternatywa, którą zapowiadał choćby Belfer lub Wataha. No i wreszcie nie widzę tylko tych samych twarzy pseudoaktorów, a mogę podziwiać autentycznych artystów pokroju Bartka Topy, Leszka Lichoty, czy też niesamowitego Grzegorza Damięckiego. Brawo.